Skip to main content

Dzień dobry! Witajcie w kolejnym odcinku „Aktualnie w kinie”! Dzisiejszy post jest wyjątkowy, ponieważ to nie ja jestem jego autorem (no oprócz wstępu)! Kilka dni temu napisałem pełną recenzję Botoksu i wyjątkowo nie ma powodu, aby jej skracać – bo o filmie trzeba powiedzieć/przeczytać więcej, głównie o tym, abyście nie wtopili swoich pieniędzy. We wspomnianym tekście wyjaśniam np. dlaczego recenzenci tak okropnie go opisują i staram się krok po kroku wyjaśnić jak jest naprawdę. Tak więc dzisiejszy post zawdzięczamy Marcie Płazie, która wybrała się na film Linia życia – remake produkcji z 1990 roku opowiadającej o grupie studentów eksperymentujących ze śmiercią kliniczną. Post powstał oczywiście z okazji taniej środy w Cinema City – a Marcie ze swojej strony bardzo dziękuję!

 – Linia życia

O czym: Grupa studentów medycyny prowadzi niebezpieczne eksperymenty związane ze śmiercią kliniczną. Nie wiedzą, że ich działania, będą miały bardzo poważne konsekwencje. A radość z doświadczania nowych rzeczy, bardzo szybko zamieni się w dojmujące przerażenie.

Dlaczego tak: Przede wszystkim dlatego, że film całkiem milutko straszy. Nie jest to co prawda wyszukane kino grozy, ale leniwy jesienny wieczór może z pewnością wzbogacić o odrobinę adrenaliny. Film ma również całkiem niezłe zdjęcia, umiejętnie operuje kolorami i światłocieniem, budując tym samym atmosferę tajemnicy. Na deser dostajemy niezastąpioną Ellen Page, która na tle filmowych kolegów wypadła zdecydowanie najlepiej.

Dlaczego nie: Bo film nie ma nawet startu do oryginału. Dlatego jeżeli jesteś jego wielkim fanem, omijaj tę wersję z daleka. Bo dramaturgia filmu siada gdzieś w połowie, a więc z każdą kolejną minutą akcja coraz bardziej się dłuży. Nie pomagają w tym sami aktorzy, którzy oprócz Ellen Page i w porywach Diego Luny, ograniczyli swoją rolę do bycia uroczą ozdobą ekranu. O ile oryginał, nawet po 27 latach urzeka świetnym klimatem, o tyle nowa wersja jest typowym amerykańskim półproduktem, o którym zapomnimy zaraz po wyjściu z kina – a kilka naprawdę niezłych scen, nie zrekompensuje mocno średniej całości.

Kiedy: jeżeli lubicie niezobowiązujące thrillero-horrory o nastolatkach/jesteście fanami urody Niny Dobrev, możecie wybrać seans w kinie. Jeżeli jednak chcecie po prostu „zaliczyć” film – warto poczekać na wydanie DVD.

Piotrek Gniewkowski (Niekulturalny)

Krytyk filmowy i teatralny, zapalony gracz konsolowy i komputerowy. Od kilku lat pracuje w branży reklamowej przy projektach influencerskich. Zakochany w najnowszych technologiach. W wolnych chwilach fotografuje Warszawę.

Zostaw komentarz: