Skip to main content

Snap_2015.10.01 22.22.28_002Fiodor Dostojewski to wielkie nazwisko i co do tego nie ma wątpliwości. W końcu to jeden z najznakomitszych pisarzy i myślicieli Rosyjskich, znany wszystkim chociażby za sprawą napisanej w 1866 roku „Zbrodni i Kary”.  Nie wszyscy jednak wiedzą, że oprócz treści całkowicie poważnych, lubił też zabawić się słowem i wyobraźnią. To właśnie dostajemy od „Boboka”, który wystawiany u nas pod troszkę dłuższym tytułem rzucił mnie na kolana.

Ivan Ivanowicz jest pisarzem i stara się coś napisać. Niestety wszystko go rozprasza, kapanie wody, stukanie dochodzące ze ścian czy tajemnicze głosy. Na chwilę rozjaśnić umysł pomaga alkohol, ale i to w dłuższej perspektywie czasu okazuje się słabym pomysłem. Bohater popada w szaleństwo, wkrótce rozdwoi się, a nawet roztroi – może to mu pomoże zrozumieć czym jest „Bobok” – słowo, stworzenie, obłęd, które prześladuje go od dawna.

Spektakl od pierwszych chwil zadziwia niezwykłą choreografią, którą odgrywają aktorzy posuwając się za sobą niczym cienie, odwzorowując swoje ruchy albo jeden po drugim, albo niczym odbicie w lustrze. Wszystko odbywa się praktycznie bez słów (chociaż monologów nie brak), ale w głównej mierze bazuje na dźwiękach, przyprawiających o szaleństwo stukotach, jękach i tajemniczych melodiach. Szczególnie te ostatnie są ultra ważne, ponieważ niekiedy możemy uznać, że „Bobok” jest sztuką muzyczną – ale nic bardziej mylnego. Chociaż jest to jedna z najważniejszych i najbardziej spektakularnych cech przedstawienia.

Scenografia jest bardzo ascetyczna, ale skrywa wiele sekretów. Niezwykłe efekty świetlne tylko to udowadniają, potęgując i tak niezwykły wydźwięk sztuki. Łukasz Chrzuszcz, Sebastian Cybulski, Kamil Pecka – na zmianę odgrywają postać Ivanovicza oraz jego cienie, robiąc to perfekcyjnie. Chłopaki dwoją się i troją (dosłownie!) aby zaciekawić i zahipnotyzować widza.

fdc5588740b4ab04b83a9c9294319e7f

bobok_nieformalna_grupa

Niestety w najbliższym czasie nigdzie nie będzie dało się zobaczyć „Był sobie Bobok”, ale nie oznacza to, że zniknął na zawsze. Z pewnością jeszcze nie raz o nim usłyszymy. Przynajmniej taką mam nadzieję, bo warto go zobaczyć.

———————————–

Rozmawiam z Sebastianem Cybulskim, aktorem i producentem spektaklu „Był sobie Bobok”. Dlaczego właśnie ta sztuka?

Ha! Odpowiedź na to pytanie nie jest taka oczywista, w stylu: ponieważ i jakieś ętlegentne wytłumaczenie. Ten spektakl, to moje dziecko – hehhe… nasze dziecko, którym zajmujemy się i pielegnujemy od 2008 roku, kiedy to miała miejsce pierwsza premiera „Boboka” – wtedy dwuaktówka na kilkanaście osób. To było w Łodzi, końcówka czasów studiów, spektakl dyplomowy wieńczący 4 lata nauki na Łódzkiej Filmówce. Potem zdarzyła się jeszcze jedna premiera, po konsultacjach z reżyserem Grigorijem Lifanovem, po studiach szukaliśmy – ja w Warszawie, Łukasz Chrzuszcz, który u Dostojewskiego gra Iwana Iwanowicza – w Poznaniu, miejsca dla Boboka. Udało się i przez parę lat pograliśmy na scenie Teatru Polskiego w Poznaniu. Wówczas „Bobok” podbił Poznań i zdobył serca poznańskiej publiczności. Prawie 100 razy zagrany i jako jedyny spektakl w historii Teatru Polskiego w Poznaniu zagrany na każdej ze scen. Docelowo graliśmy w Malarni, potem zdarzyło się parę razy zagrać na dużej scenie, na której grała Zapolska czy Modrzejewska, a na sam koniec – graliśmy na najmniejszej scenie, na tzw. Galerii.
Zapomniałbym dodać, że spektakl po Łodzi przeszedł gruntowny remanent i został przearażnowany i zaadoptowany na nowo. Powstał z tego spektakl 3 osobowy, bez żadnych fajerwerków, oparty jedynie na aktorstwie naszej trójki. Od 2014 roku podjąłem trud i przejąłem obowiązki organizacyjno – produkcyjne spektaklu, który obecnie istnieje pod tytułem „Był sobie BOBOK”. W lutym 2014 roku mieliśmy wewnętrzną premierę na tymczasowej scenie Studia Aktorskiego STA, specjalnie wybudowanej własnymi rękami i zaczęliśmy byt niezależny spektaklu. Łatwo nie jest, ale mamy się czym pochwalić, ponieważ rozpoczęliśmy żywot bardziej festiwalowy, i tak dzięki moim staraniom zagraliśmy w Teatrze Śląskim im. St. Wyspiańskiego w Katowicach na Letnim Przeglądzie w Malarni, na Dotknij Teatru 2015 roku z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru na Małej Scenie Teatru Nowego im. K. Dejmka w Łodzi czy na Mokotowskim Przeglądzie Teatralnym w warszawskim Teatrze Druga Strefa.
Dlaczego ten spektakl? Z miłością czasami bywa tak, że ciężko ją zrozumieć i pojąć, mimo wszystkich problemów, wyrzeczeń i strań 🙂

Jak wyglądało obsadzanie ról, bo postać którą odgrywasz nie jest tą główną. Skromność, a może faktycznie chodzi o aktorskie warunki? Chociaż właściwie we trzech gracie jednego człowieka.

W sumie sam sobie odpowiedziałeś na to pytanie – we trzech gramy tego samego bohatera. Więcej w tej kwestii mógłby Ci odpowiedzieć reżyser Grigorij Lifanov, który nas podglądał w początkowej fazie prób. Cały spektakl opiera się na improwizacji i w czasie prób też tak było, że jednego dnia Łukasz wcielał się w Siemiona, a ja w Iwanowa, ale głównie chodzi oto, że sukcesem spektaklu jest starannie dobrana obsada i odpowiednie obsadzenie aktorów w swoich rolach. Wydaje mi się, że Gigorij odwalił kawał dobrej roboty i dokonał idealnego wyboru, kto kogo ma grać. W grę wchodziły warunki fizyczne, emploi i kto bardziej będzie pasował do ego, a kto do alterego, a kto do superego – takie nawiązanie Dostojewskiego do Freuda, a może Freuda do Dostojewskiego 😉
Tu nie ma mowy o skromności, każdy z nas ma sporo miejsca w tym spektaklu, bo w Boboku są trzy jednakowe role. Na przykład, nawet jak mnie jeszcze nie ma, to Łukasz, który przez pierwsze minuty przedstawienia wije się sam na scenie, to nie ma ze mną łatwo, bo i tak mam spore pole do interakcji werbalnej z nim, co ma wpływ na charakter każdego przedstawienia, przez co nie ma dwóch identycznych spektakli.

Bardzo ważny w Boboku jest dźwięk, jeszcze chyba nie widziałem tak dobrze dobranych efektów, które dodatkowo dają złudzenie występowania w bardzo różnych miejscach sali. Trudno było je przygotować?

Ciesze się, że zwróciłeś uwagę na to. Tu należą się ukłony kompozytorowi – Iwanowi Proseckiemu, który skomponował muzykę i całą ścieżkę dźwiękową, która jest czwartym aktorem na scenie. Poddajemy się temu, bo ta muzyka sama niesie, nadaje idealny rytm i tempo. Nie raz próbowałem się dowiedzieć, jak reżyser Grigorij Lifanov uzyskał tak rewelacyjny efekt od kompozytora. Niestety, nie poznałem tej tajemnicy, ale przez to, że wszystko wyszło od Iwana po rozmowie z Grigorijem. Jest to pierwszy spektakl, w którym gram, który daje mi tyle energii i radości muzycznej od samego początku.

Trzeba powiedzieć również wprost, że w przedstawieniu nie ma dużej ilości tekstu, powiedziałbym, że więcej jest ruchu, biegania, leżenia i układów również tanecznych. Czy to dla aktora większe wyzwanie?

To się nazywa spektakl aktorski – oparty na aktorstwie (śmiech). Takie było założenie od samego początku. Jak zobaczyłem scenariusz po raz pierwszy, który miał zaledwie 2-3 strony tekstu, myślałem, że to jakieś niedopatrzenie albo żart, ale z próby na próbę okazało się, że wszystko w tym spektaklu zawarte jest między słowami właśnie. To co powstało na próbach, to zasługa znakomitej reżyserii i adaptacji samego tekstu. Jeżeli ktoś zna oryginalny tekst „Bobek/Bobok” z „Fantastycznych Opowieści” Fiodora Dostojewskiego, to wie, że sama historia Iwana Iwanowicza to zaledwie 2 strony z bodajże 16-stu całego opowiadania. Czy to większe wyzwanie? Na początku na pewno tak, bo nie łatwo było się odnaleźć w tych założeniach, w takim rosyjski teatrze, prawie wprost od Mejernholda czy bazujący na mieszance improwizowanej clownady. Teraz to czysta przyjemność i niezły test dla naszych kondycji fizycznych 🙂

Publiczność kocha to co robicie podczas spektaklu, widziałem reakcje. Czy Bobok pojawi się jeszcze na jakiejś scenie?

Tak, jak wspomniałem wcześniej, w chwili obecnej nie mamy stałej sceny, stałego miejsca grania, ale nie oznacza to, że nie zagościmy gdzieś na dłużej. Może się uda. Póki co rozpoczęliśmy byt festiwalowy i wyjazdowy, co nie jest łatwe, kiedy sztuka sztuką, a w życiu rzeczywistym pojawiają się nowe obowiązki, takie jak chociażby powiększająca się rodzina. Ha! Od 2008 roku mogę powiedzieć, że nasza trupa teatralna powiększyła się już dwukrotnie 🙂 To jedynie zmusza do nowych pomysłów i rozwiązań, tak, żeby można było robić to co się kocha, i żeby nikt na tym nie cierpiał. Niełatwe jest życie artysty – cały czas kompromisy 😉

Piotrek Gniewkowski (Niekulturalny)

Krytyk filmowy i teatralny, zapalony gracz konsolowy i komputerowy. Od kilku lat pracuje w branży reklamowej przy projektach influencerskich. Zakochany w najnowszych technologiach. W wolnych chwilach fotografuje Warszawę.

Zostaw komentarz: