Skip to main content
Złożyło się tak, że Jasiek Urbanowicz z podcastu Malefilmidlo.pl oraz kanału youtube: PoFilmie, poprosił mnie o zamieszczenie jego tekstu. Nie wiedziałem o czym, ale od razu się zgodziłem, bo wiedziałem, że chwyci za serce. Z Jaśkiem prowadzimy razem pokazy filmowe, więc trochę go już poznałem i zanim zrobię z nim wywiad do cyklu TworzęKulturę, zapoznajcie się z nim w bardziej intymny, a mniej techniczny, sposób. Dodatkowo, całkowicie się z tekstem zgadzam. Jaśka znajdziecie też na Twitterze.
 
W pierwotnym założeniu ten tekst miał być o tym jak mówić o kinie, jednak ostatnie wydarzenia na naszym rodzimym Twitterze, niestety również z moim udziałem i z mojej winy, wpłynęły na zmianę głównego tematu. Każdy może mówić o kinie (i o każdym innym temacie) jak tylko chce, choć nie każdemu to się musi podobać.Filmy to moja pasja, która narodziła się we mnie, gdy jeszcze na chleb mówiłem „bep” i została do dnia dzisiejszego. Pamiętam jak będąc dzieckiem miałem niedaleko domu wypożyczalnie kaset VHS. Zaglądałem tam codziennie, brałem tyle filmów ile tylko można było, wracałem do domu, oglądałem i na następny dzień odnosiłem biorąc kolejną partię. Podobnie było z chodzeniem do kina. Nieco rzadziej, ale starałem się namówić na to mojego tatę przynajmniej raz w tygodniu, w niedzielę – czasami udawało mi się go przekonać, abyśmy poszli na dwa filmy z rzędu. Ba, robiłem wszystko byle tylko mi nie odmówił, łącznie z przygotowaniem dla rodziców śniadania do łóżka.
Cały tydzień czekałem by w niedzielę wybrać się do kina. I tak to się we mnie rozwijało przez wszystkie lata mojego życia, starałem się oglądać wszystko to, co tylko wpadło mi w ręce. Jak tylko byłem w domu to telewizor był moim najlepszym przyjacielem. Jadłem przed telewizorem, sprzątałem kiedy był włączony, nawet odrabiałem lekcje – to wyjaśnia moje wiecznie kiepskie stopnie. Bloki tematyczne w polskiej telewizji takie jak „Kocham kino„, „W starym kinie” czy niedzielne przedpołudnia z westernami, skutecznie dbały o moją znajomość filmowej klasyki, choć od nowości również nie stroniłem. Kaset VHS w domu były ze dwie szafy, z czasem zamieniło się to na płyty DVD czy Bluray, które do tej pory są moją ulubioną ozdobą mieszkania. Film od zawsze towarzyszy mi w każdym momencie życia. Kiedy mam zły humor czy kiedy zaczyna mnie dopadać nuda, dobrze wiem co zrobię. Randki z dziewczynami, też zawsze zaczynały się od pójścia do kina – taki to byłem oryginalny! Jakoś to wszystko weszło mi w krew i tydzień w którym przynajmniej raz nie zasiądę przed wielkim, srebrnym ekranem jest dla mnie tygodniem straconym.
 

A co kocham w kinie? Chyba wszystko tak właściwie. Podobno to książki kształtują wyobraźnię, ale ja jakoś nigdy molem książkowym nie byłem. Jednak, gdy widziałem te niezwykłe światy stworzone i zarejestrowane na taśmie ogarniał mnie zachwyt, zdumienie i wtedy właśnie moja wyobraźnia zaczynała pracę. Skoro ktoś mógł zrealizować coś tak pięknego i wspaniałego, to co jeszcze możemy zrobić? Chcę wiecej! Fascynują mnie historie, bohaterowie, sposób w jaki zostali pokazani. Kocham aktorów, reżyserów, scenarzystów czy speców od scenografii i efektów specjalnych. Z wiekiem zaczynałem się coraz bardziej interesować tą techniczną stroną powstawania filmów. Zapleczem. Nie zadowalał mnie tylko i wyłącznie efekt końcowy. Chciałem wiedzieć wszystko „od kuchni„. Dopiero wtedy, gdy zdałem sobie sprawę jak wiele pracy trzeba włożyć, by powstało te 90-120 minut filmu, naprawdę doceniłem tę formę sztuki. Mój apetyt urósł jeszcze bardziej i oglądanie kolejnych tytułów było przyjemniejsze. Wtedy właśnie zacząłem się kinem naprawę delektować.

Wśród moich znajomych zawsze byłem postrzegany jako ten filmowy freak. Jak jeszcze internet nie był tak powszechny, a ktoś chciał coś wiedzieć o danym filmie, aktorze czy usłyszeć jakąś ciekawostkę, to zwracał się do mnie. Fajnie jak ludzie uważają, że na czymś się znasz. Z czasem chciałem pójść w to wszystko trochę bardziej życiowo. Po liceum starałem się dostać do szkoły filmowej, jednak się nie udało. Później do drugiej i znów klapa. Trochę sobie pisałem scenariuszy, trochę kręciłem filmików, kamerą na którą musiałem pożyczyć sporą, jak na tamte czasy, kwotę. Nic jednak z tego nie wyszło. Moja pasja sobie we mnie żyła, jednak nic więcej z nią nie robiłem. Pewnego dnia postanowiłem założyć blog. Wtedy jeszcze takie modne to nie było, ale coś już wisiało w powietrzu. Blog bardzo szybko przerodził się w podcast, który trwa do dziś. Ku mojemu zdziwieniu ludziom podobało się to co mówiłem o filmach, w jaki sposób oraz że mogą się dowiedzieć czegoś o aktualnych premierach, a czasem i o starszych pozycjach. Gdzieś z tyłu głowy pojawiały się myśli o zostaniu krytykiem filmowym, jednak… ja nigdy nie chciałem nim być.

Krytyk to dla mnie takie trochę negatywne słowo. Krytyk w końcu krytykuje. Z resztą kto zostaje krytykiem? Niespełniony zawodowo filmowiec. „Skoro nie chcieli mnie w tym świecie, to ja będę walczył z tym co oni tworzą!” Otóż nie. Nie chciałem być wpisywany w coś takiego. Oczywiście, nie raz nie dwa zdarzało mi się powiedzieć wiele negatywnych słów o filmie. Skoro coś jest złe, to dlaczego o tym nie wspomnieć, a od czasu do czasu nawet krzyknąć? Ostatni rok zmienił jednak moje podejście.

W życiu nie powinno się stać w miejscu. Człowiek musi się rozwijać, iść naprzód. Nieuniknione są przy tym zmiany poglądów i zdania. Dotarło do mnie, że o kinie wcale nie trzeba mówić źle. Nie trzeba krytykować. Nawet tych gorszych filmów. To, że coś nie podoba się mnie, nie znaczy że nie spodoba się komuś innemu i odwrotnie. Dla mnie w dziełach kultury, ale przede wszystkim w kinie bo ono jest mi najbliższe, piękne jest właśnie to, że każdy znajdzie tu coś dla siebie. Tobie spodoba się kolejna część „Transformerów”, jemu twórczość Bergmana, a mnie Woody’ego Allena. Filmy są o wszystkim. Nawet te o niczym niosą ze sobą jakąś historię, z którą ktoś może się utożsamić. Po co mieszać coś z błotem? „Papki” istniały zawsze. Zarówno w kinie, jak i w książkach czy muzyce. Nie zmienimy tego. Można jednak starać się pokazać co ma największą wartość, nie zapominając jednak o tym że dla każdego „wartość” jest czymś innym. Dla jednych to pokazanie sensu życia, dla innych piękna oprawa audio-wizualna, a dla kogoś będzie to rewelacyjne aktorstwo.

Wiecie dlaczego ludzie tworzą filmy? Bo je kochają. Twórca stara się przelać swoją miłość na ekran, z którego my tę miłość oglądamy. Czy kiedy całują się i okazują swoją miłość na ławce w parku dwa „potworki” to ich uczucie jest gorsze od Twojego, przystojny brunecie czy Twojego długonoga blondynko? Nie. To jest ich miłość. Nie mówmy, że jest brzydsza lub mniej wartościowa. Każde uczucie, które się rodzi jest piękne samo w sobie. Tak jak filmy. Jakiś czas temu postanowiłem, że na chwilę obecną najlepszym sposobem, abym się mógł odwdzięczyć wszystkim twórcom jakich pracę widziałem, to mówić o tej pracy jak najlepiej. Oczywiście, nie wszystko jest idealne. Każdemu może się coś nie spodobać, każdy może mieć inne zdanie i może je głośno krzyczeć. Takie prawo. Pytanie tylko, jak? I tu przeczę temu co napisałem na samym początku, bo miałem tego tematu nie poruszać. Napiszę więc szybko i zwięźle.

Piszmy/mówmy/krzyczmy z szacunkiem. Dla filmów, dla twórców, dla kina. Nam się nie podoba, jemu może jednak tak. My uważamy, że coś jest wspaniałe, ale ona może mieć inne zdanie. Wyrażajmy te nasze opinie, jednak nie mieszajmy niczego ani, co w sumie najważniejsze, nikogo z błotem. Kino powinno być jedną z tych rzeczy, która nas łączy, a nie dzieli.

Teraz, skoro już poruszyłem ten temat, mała spowiedź. Po kilku rozmowach z bliskimi mi osobami, zobaczyłem, że wpadłem we własną pułapkę. Ja tu o „szacunku”, a sam często źle odnosiłem się do osób, które miały inne zdanie niż ja. Tak nie wolno. Wychodziłem na hipokrytę i na chama. Jeśli czyta to ktoś kogo kiedykolwiek tak niesprawiedliwie potraktowałem, przepraszam. Ostatnie kłótnie uświadomiły mi jak bardzo można się zagubić, kiedy podchodzimy do czegoś zbyt emocjonalnie. Nie potrafię mięć innego stosunku do kina, dla mnie to właśnie emocje, i kiedy ktoś obraża coś co jest dla mnie ważne to ja przechodzę do ataku. Błąd. Trzy głębokie wdechy i zaczynamy merytoryczną dyskusję. Może wtedy podam jakiś argument, który choć trochę wpłynie na czyjś pozytywny odbiór filmu? Musimy chyba dążyć do pozytywnych rzeczy. Każdy człowiek popełnia błędy. Ktoś kiedyś mi powiedział, że sztuką jest się umieć do nich przyznać, wyciągnąć z nich lekcję i więcej ich nie popełniać. Otóż, to jest mój plan na najbliższy czas. 

Jest mi niezmiernie miło, gdy ktoś liczy się z moim zdaniem w tematyce kina. Nie jestem alfą i omegą. Wielu rzeczy nie wiem, na wielu się nie znam. Jednak niektórzy uważają, że jakąś tam wiedzę posiadam i nie chcę tych ludzi zrażać do siebie kłótniami i walkami z innymi, z którymi przecież łączy mnie miłość do tego samego. Was też przepraszam koledzy i koleżanki. Mam nadzieję, że wszyscy zapomnimy o urazach i będziemy mogli ze sobą żyć i szerzyć fajne kino w fajny sposób. Jednocześnie „biorę na klatę” to, że wiele tych kłótni było spowodowane moim temperamentem i moimi błędami w komunikacji.

Jeszcze raz napiszę, nie jestem krytykiem. Nie chcę nim być i nigdy nie chciałem.

Wciąż powtarzają się w tym tekście dwa słowa: miłość i kino. Zatem znów je napiszę, bo dla mnie miłość do kina jest wielka. Tak wielka, że nie chcę go krytykować. Jestem zbyt malutki, aby krytykować ludzi, którzy mieli odwagę coś stworzyć. Co z tego, że mi się to nie podoba? Podoba się innym i ja chyba muszę to uszanować. Bo wytknąć błędy też trzeba umieć, a zrobienie tego z szacunkiem i w dobry sposób to wielka sztuka. Może kiedyś się jej nauczę.

Na koniec słowo klucz mojego dzisiejszego dnia: szacunek. Coś czego często nie okazywałem wielu osobom, ale postaram się to zmienić. Szacunek należy się nam wszystkim. Jeśli go od kogoś wymagamy, to musimy go również okazywać. Nie ma innego wyjścia jeśli chcemy tytułować się cywilizowanymi ludźmi. Teraz tak myślę, jak wielka jest ta magia kina. Gdybym go tak nie kochał, nie rozmawiałbym o nim z ludźmi. Nie pokłóciłbym się i nie zrozumiał jak bardzo się w kilku kwestiach myliłem. Miłość do kina otworzyła mi szerzej oczy na jedną z najważniejszych rzeczy na świecie.

Kochajmy się, kochajmy kino. Szacunek.
 
Jan Urbanowicz
Piotrek Gniewkowski (Niekulturalny)

Krytyk filmowy i teatralny, zapalony gracz konsolowy i komputerowy. Od kilku lat pracuje w branży reklamowej przy projektach influencerskich. Zakochany w najnowszych technologiach. W wolnych chwilach fotografuje Warszawę.

Zostaw komentarz: