Skip to main content

Gdy już się poznacie, to jest z Tobą zawsze. Czasami macie ciche dni, ale ona zawsze wróci, bo jesteście blisko. Prawdopodobnie rozumie Cię lepiej niż ktokolwiek inny, mimo iż Ty nie jesteś w stanie zrozumieć jej. Depresja.

Każdy z nas czasami kicha, każdemu zdarza się dostać gorączki. Wierzymy wtedy, że przebrzydły wirus faktycznie dostał się do naszego ciała i sieje tam zniszczenie za pomocą małych karabinów maszynowych, które niszczą krok po kroku nasz organizm.

Gdy jednak czujemy się senni, nieszczęśliwi i przestajemy mieć ochotę nie tylko na na odbieranie telefonów, ale też na podnoszenie się z łóżka – nie bierzemy tego poważnie. A sprawa jest poważna, bo depresja to choroba, do tego śmiertelna. Oczywiście skoro nie jest przenoszona wirusem, to nie istnieje – to częsty pogląd, rzecz jasna – nieprawdziwy.

Na depresję choruje około 10% społeczeństwa, ale leczy ją pewnie jedna setna. Ostatnio na szczęście temat jest dość modny, a to za sprawą wypowiedzi rozmaitych gwiazd czy celebrytów. Wśród osób chorych na depresję są (byli) np. Agnieszka Krukówna, Brad Delp, Ernest Hemingway, Heath Ledger, Jonathan Brandis, Kurt Cobain, Marilyn Monroe, Philip Seymour Hoffman. Kojarzycie ile z tych nazwisk odeszło ze świata żywych? Zdecydowana większość, ponieważ całkiem spory procent chorych popełnia samobójstwa.

Świat zadaje sobie często pytanie jak to możliwe, przecież był taką radosną osobą, była taką dobrą matką. Bo depresja to cichy wojownik, artykuł z Focusa, który przeczytacie tutaj opowiada historię najszczęśliwszego zawodu świata – komika, który to zawód wywołuje salwy śmiechu w salach kinowych i na estradach od Polski po Chiny. Okazuje się, że jest w tym jednak najwięcej smutku, a osoby teoretycznie szczęśliwe i zabawiające innych, często są najbardziej podatne i narażone na odczuwanie wielkiego bólu i samotności. Jim Carrey, Robin Williams, Benny Hill – można wymieniać godzinami, a w sieci bardzo łatwo znajdziecie top listy chorych sławnych lub historycznych postaci. Gdy czytam taką listę (tutaj) jestem głęboko zdziwiony jak silnym i zabójczym jest to zjawiskiem.

Przeszło rok temu dopadła i mnie – przygniotła do łóżka, zasłoniła firanki i cicho szeptała do ucha: „to koniec, poddaj się”. Akurat był to wyjątkowo gorący okres, przygotowywałem charytatywną grę miejską, więc resztką sił wstałem i dokonałem niemożliwego – zwyciężyłem. Ale to tylko chwilowe zwycięstwo, bo czasami po powrocie do domu ona czeka. Rozgogolona w moim łóżku, oparta o blat w kuchni. Wita od progu ciepłym pocałunkiem i wyłącza lub wycisza mój telefon. Nie przeszkadza żyć, przeszkadza czerpać z życia radość. Gdy się poznaliśmy, zabroniła mi jeść przez 14 dni – i tak też zrobiłem. Pomogli mi przyjaciele, którzy zrobili naprawdę dużo w sierpniu zeszłego roku. Nadal często czuje się przybity, nadal wolę siedzieć sam, nadal waga mojego ciała skacze w każdą stronę – ale przynajmniej wiem co się dzieje. I szukam sposobu na odwrócenie sytuacji.

Depresja jest nielogiczna, dużo rozmawiałem ze znajomą psycholog (na której bloga zapraszam tutaj, sporo o tym mówi). Nawet chłonąc całą wiedzę w tym temacie, nie zrozumiesz jak to działa. Jedziesz samochodem, a w drugiej chwili gwałtowny ruch kierownicą kieruje Cię w drzewo – „bo tak”. Bez szczególnej filozofii. Dlatego bywa niebezpiecznie.

Te samobójstwa gwiazd to oczywiście często przypadek, bo depresja to też zaburzenia snu. Nic więc dziwnego, że taka Marylin Monroe przedawkowała leki nasenne, skoro jedna tabletka, dziesięć, piętnaście – nie działają. Po prostu się nie zasypia. To musi być męczące prawda?

Jak już wspomniałem – polscy celebryci, sportowcy czy aktorzy opowiadają o”piekle” jakie przeżyli (tutaj). O samotności, która chowa gdzieś buty zabraniając wyjść na spacer w ciepły dzień. O problemie, który jest wieczną samotnością i ciągłą walką.

Oczywiście da się z tym żyć, czasami przechodzi sama – np. gdy jest jedynie spowodowana zawodem miłosnym, a czasami można ją ujarzmić za pomocą leków. No własnie, leków – bo przecież to choroba jak każda. Zobaczcie, wirusy nie są nawet organizmami żywymi, a w nie wierzymy. Więc skoro na coś są leki, możemy uwierzyć że to istnieje.

Straciliśmy już tyle aktorów i tyle dobrych filmów, które mogliby nakręcić. Na naszych półkach stoją np. 3 płyty jakiegoś zespołu, a do tego czasu moglibyśmy mieć już ich siedem. Nie mamy i nie będziemy mieli.

Bo życie nie jest proste i nigdy nie było. Bo stres, presja i coraz większa samotność, mimo że kontakt z drugim człowiekiem jeszcze nigdy nie był tak łatwy i szybki – przytłaczają.

Dlatego jeśli czujecie się źle, lub ktoś z Waszego otoczenia zdaje się mieć jakiś problem – nie bagatelizujcie tego. Zwiększajcie świadomość, udostępnijcie ten tekst. To frazes – ale możecie kogoś uratować. Albo chociaż pomóc mu zrozumieć co się dzieje.

200x175-tekstROKU

Piotrek Gniewkowski (Niekulturalny)

Krytyk filmowy i teatralny, zapalony gracz konsolowy i komputerowy. Od kilku lat pracuje w branży reklamowej przy projektach influencerskich. Zakochany w najnowszych technologiach. W wolnych chwilach fotografuje Warszawę.

7 komentarzy

  • Mariola pisze:

    Rewelacyjny tekst. Ja choruje na CHAD. Pozdrawiam-Mariola

  • seductill pisze:

    Dziękuję za ten tekst, sam choruję, więc w pełni go zrozumiałem…

  • Michał/Andrzej Wajda pisze:

    „Gdy jednak czujemy się senni, nieszczęśliwi i przestajemy mieć ochotę nie tylko na na odbieranie telefonów, ale też na podnoszenie się z łóżka” To brzmi jak opis mojej codzienności. Tylko że w moim przypadku to chyba bardziej lenistwo…

    • Piotrek Gniewkowski pisze:

      Wiesz dobrze ile ja robię codziennie, ile rzeczy prowadzę, że staje na scenie, ogarniam inne cuda 🙂 U mnie to nie kwestia lenistwa, tak się dzieje samo.

  • Patrycjuszka pisze:

    „Wirusy nie są nawet organizmami żywymi” Mają właściwości zarówno materii ożywionej jak i nieożywionej.

Zostaw komentarz: