Skip to main content

(Tekst powstał dla magazynu Coś na progu, jednak ponieważ są źle wychowani, bo naobiecywali cudów, a go nie wydali – idzie w eter pierwszy raz.) (mieli go poddać korekcie, może nie dali rady?)

Jeśli rozmawiamy o rozmaitych Herosach i Heroinach z horrorami jest odwrotnie niż z innymi gatunkami filmowymi. W każdym z nich występuje przecież główny bohater, któremu kibicujemy. W każdym z nich jest również ten krystalicznie „zły”, na którego widownia buczy. Ile to już razy chodzący gołymi nogami po tłuczonym szkle Bruce Willis rozwalił pół miasta, w walce o wolność amerykanów? Ile kobiet zdobył George Clooney jako nieporadny podrywacz w komediach romantycznych?

W horrorze natomiast nikt z reguły nie pamięta bohaterów pozytywnych, ponieważ rola tych postaci ogranicza się albo do krzyku, albo do tego, żeby zostać spektakularnie rozpołowionym. Na pytanie o bohatera filmu pt. „Piątek 13-stego” pada odpowiedź – Jason. Kim był bohater „Koszmaru z Ulicy Wiązów”? Freddy. Halloween? Michael Myers. Owszem, są maniacy horrorów, którzy pamiętają jakąś dziewczynę o imieniu Cindy. Ale tacy fani to zdecydowana mniejszość. W produkcjach filmowych spod znaku grozy liczy się zabójca i to jemu widz kibicuje przez cały czas trwania filmu. W dodatku – mimo że zwykle zabójca zostaje finalnie unieszkodliwiony – i tak pojawia się w kontynuacji filmu. .

Jednak błędem byłoby stwierdzenie, że w horrorach nie ma „głównych bohaterów z charakterem”. Jest ich po prostu nieporównywalnie mniej. Ale ponieważ są, powinniśmy się na nich skupić. Powód jest oczywisty: ci bohaterowie pozytywni mają wystarczająco dużo charyzmy, żeby przyćmić nawet najbardziej wymyślnego stwora.

Facebook.com/horrory (czyli ja) zaprasza na krótką podróż po filmach, w których można spotkać herosów. Czasem na pozór zwykłych ludzi, czasem posiadających nadprzyrodzone moce. Ale zawsze takich, którzy naprawdę biorą na siebie ciężar głównej roli.

W roku 1979 swoją premierę miał „Obcy – 8 pasażer Nostromo”, prawdopodobnie pierwszy film, który
skupił się nie tylko bohaterze „ludzkim” z krwi i kości , ale również na bohaterze będącym kobietą. Wszak w slasherach z lat 70-tych i 80-tych kobiety były głupie i bezradne. Ich obecność na ekranie ograniczała się głównie do wrzasku i potykania o własne nogi.

Następnie pojawił się „Obcy”, udowadniając, że kobieta potrafi. Ciekawostką jest mianowicie, że Sigourney Weaver o mało roli w „Obcym” nie dostała. Po drugie, oryginalnie, jej rola wcale nie miała być główną.

Porucznik Ripley dała radę. I to w walce z plującym kwasem Obcym. Mimo że złowrogi kosmita odradzał się w kolejnych częściach filmu, nie miało to już większego znaczenia ile osób zabije. Jedyne, co się liczyło, to sposób w jaki główna bohaterka go wykończy. Mimo że w filmie jest wiele ról męskich nikt nie jest tak pełen woli przeżycia jak Ripley. Tworzy wizerunek kobiety nowoczesnej, twardej, czasami bardziej męskiej od wszystkich kolegów. Kreuje kobietę taką, jaką chciałaby być każda kobieta oglądająca ten film. I prawdopodobnie dlatego „Obcy” odniósł sukces. Filmy o krwiożerczych kosmitach wreszcie mogły dotrzeć do widzów obu płci, ponieważ postaci kobiece nie robiły już w nich za tak zwane „krwawe tło”.

Dokładnie dwa lata później młody reżyser Sam Raimi zadrwił sobie z podstaw filmografii, wprowadzając mocny pastisz do gatunku w swojej debiutanckiej produkcji pt. „Martwe Zło” (1981).

W tym filmie, podobnie jak w „Obcym”, widza nie interesuje co jest zagrożeniem, ani kto i w jaki sposób
zostanie zabity. Główny bohater jest mężczyzną, ma na imię Ash, jest dosyć zabawny, no i walczy z ciemnymi mocami w dosyć niecodzienny sposób: Obcina sobie rękę i na jej miejsce instaluje piłę mechaniczną. Martwe Zło jest już filmem kultowym. Natomiast główny bohater, grany przez Bruce’a Campbell’a  bywa określany mianem fenomenu. Świadczą o tym nie tylko trzy części filmu, ale również dokumenty o produkcji, czy nawet autoparodia „Mam na imię Bruce” (2007), w której Campbell również zagrał. Obecnie trwają zdjęcia do komedii pt. „Bruce Vs. Frankenstein”. To dowodzi najlepiej, że bohaterowie radzący sobie ze złem (nawet w ten najbardziej oryginalny sposób) byli, są i będą potrzebni.

Warto też wspomnieć o Jamie Lee Curtis. W serii pt. Halloween grała Laurie Strod. Można się spierać kto był w filmie ważniejszy, Laurie czy jej psychopatyczny brat Michael Myers. Odpowiedź wydaje się prosta: ważniejszy jest ten rosły facet w białej masce – psychopatyczny morderca. – Jednak nie do końca. Laurie przebrnęła przez dwa filmy jako główna bohaterka, po kilkudziesięciu latach pojawiła się w kolejnych dwóch, nie licząc dwóch odsłon Halloween (w międzyczasie?), przeżyła, jako główna postać dwa filmy, a po kilkudziesięciu latach zagrała w kolejnych dwóch (pomijając również dwa).

Niezbadane są wyroki widzów… niezbadane są ich sympatie. Przykładem może być Sidney Prescott – bohaterka serii krzyk. Przez cztery części filmu może niekoniecznie otwarcie walczyła z mordercą o twarzy ducha – ale to zawsze za jej pomocą przestępca był łapany. Nie jest prosto wyjaśnić dlaczego ludzie pokochali tą ciapowatą, ale gotową do poświęceń bohaterkę – ale jasne jest że to oni właśnie nie pozwolili jej uśmiercić. Więc śmiało można nazwać ją bohaterką z krwi i kości. Tak samo Szeryf Martin Brody ze Szczęk 1 i 2. Bo sam charakter i niezłomność to też bohaterstwo.

Moda na „przyziemne” i twarde postacie kwitła w latach 80-tych i 90-tych . Od teraz nie było już pewności od pierwszej minuty filmu kto zginie i w jakiej kolejności. Niektóre postacie przyjmowały się na dłużej (wspomniana Ripley, Ash), niektóre przeżywały zaś tylko do początku drugiej części filmu. Rynek horrorów jednak przesycił się, a widz znudził .

Genialną reaktywacją bohatera walczącego ze złem i moim zdaniem początkiem pewnego trendu mocarnego bohatera jest film Blade – wieczny łowca (1998). Są tam wampiry i pół-wampir, który chce je wszystkie wybić. Bohater zaczyna być ciekawy: nadal ludzki, ale mimo wszystko odleglejszy . Nie jest już uosobieniem naszych cech, wad i uroku – był czymś twardszym . Postać którą zagrał Wesley „nie gada a bije” Snipes . Nie jest ofiarą, nie chowa się w cieniu. Jest myśliwym – dobrze uzbrojonym, pewnym swojego celu i siły. Filmy z gatunku „przeżyj” zamieniły się w „upoluj” . Wybuchy, walki na miecze, wymyślna broń i czasami niezliczone ilości trupów po drodze usłanej ciętymi ripostami. Na to przyszła moda . Tym samym tropem poszli autorzy Underworld (2002) tym razem jednak dając nam silną kobietę ogarniętą rządzą zemsty. Wojna wampirów rozrosła się do konfliktu z wilkołakami a poważnego i smętnego Blade’a zastąpiła lateksowa Selene (Kate Beckinsale). Selene również nie była człowiekiem. Ludzie pokochali tę siłę i sprawność oraz nową formułę.

Nie można również zapominać o Alice granej przez Millę Jovovich w opartym o gry konsolowe filmie: Resident Evil (2002). A właściwie w serii filmów w których ponownie pojawia się bohaterska heroina gotowa do walki o lepszy świat. Alice jest łącznikiem między bohaterem ludzkim a nadnaturalnym. Z początku jest człowiekiem, aby w końcu okazać się supersprawnym klonem, posiadającym psychokinetyczne moce. Jednak mimo swoich koncepcyjnych zmian, Alice nadal walczyła z żarłocznymi zombie i korporacją Umbrella.

Amerykanie uwielbiają oglądać filmy, w których bohaterowie, wśród dialogów o zemście, obalają bezduszne korporacje. Niestety, fani gry Resident Evil nie zostawili na adaptacjach filmowych przysłowiowej suchej nitki. Widzowie jednak są innego zdania. I ku ich uciesze, już po raz piąty piękna i ponętna Alice, grana przez byłą modelkę, pojawia się na srebrnym ekranie, gdzie skacze, strzela i poci się ponad miarę.

Skoro już mowa o pół herosach to w żadnym wypadku nie można pominąć bohaterze. Z całą pewnością mowa tutaj o zwykłym człowieku, który nie ma mocy i generalnie nigdy nie widzimy co robi – a jednak jest postacią niewątpliwie główną i zaryzykuje stwierdzenie “heroiczną”. Mowa tu o bardzo kontrowersyjnym wyborze w którego wcielił się Tobin Bell. Oczywiście postacią tą jest Jigsaw. Filmy z serii „Piła” – to dla jednych synonim kiczu i złego smaku, a dla drugich opowieść już kultowa. Jigsaw nie może być oceniany w prostych kategoriach ponieważ jego pułapki ranią i zabijają ludzi – więc logicznie jest przyjąć że jest tym złym. Ale uważnie śledząc wszystkie części rozumiemy że po pierwsze on nie chciał być zły – niósł nauczkę tym którzy nie szanują swojego życia – w dodatku nie krzywdząc ich własnoręcznie, a stawiając w trudnej sytuacji. Po drugie nie ma wątpliwości że źli byli jego naśladowcy z następnych części, którzy zatracili szlachetną ideę dawania szans na oczyszczenie sumienia i inaugurowali krwawe zawody dla własnej uciechy. W końcu również złe były osoby wsadzane do wspomnianych pułapek. Ile razy próżność czy strach kogoś testowanego przez Pana Układankę okazały się okrutniejsze od samego testu i przyniosły niepotrzebne ofiary? Myślę że można delikatnie zaryzykować że Jigsaw jest herosem. Z niepewną przeszłością i dość dyskusyjną reputacją – ale przecież zwalczającym zło, prawda?

Nasuwa to pewne wnioski. Otóż ludzie są niestali w swoich uczuciach i czasem potrzebują masowej wyżynki, a w innych potwierdzenia że człowiek potrafi i żadna siła nie jest w stanie go zatrzymać. Nie do końca wiadomo czy jest to zależne od nastrojów społecznych i wydarzeń które mają miejsce na świecie – celem podbudowania morale, czy może człowiek musi mieć to wszystko zrównoważone aby nie zwariować. Wiemy na pewno że filmografia grozy od czasu do czasu musi nieść pozytywne uczucia wprowadzając postacie jak np. Lionel Cosgrove znany z filmu Martwica Mózgu (1992). Gdyby wszystko było czarno białe – już dawno byśmy zwariowali. Na szczęście możemy spać spokojnie, Buffy (Buffy – Postrach Wampirów) czy bracia Winchester (Supernatural) obronią Nas nawet przed największym złem.

Piotrek Gniewkowski (Niekulturalny)

Krytyk filmowy i teatralny, zapalony gracz konsolowy i komputerowy. Od kilku lat pracuje w branży reklamowej przy projektach influencerskich. Zakochany w najnowszych technologiach. W wolnych chwilach fotografuje Warszawę.

3 komentarze

Zostaw komentarz: