Skip to main content

Kilka dni temu wpadliśmy z Martą Płazą na pomysł, aby zacząć tworzyć listy TOP 10, ale oparte o jakieś w miarę oryginalne kryteria. Zaczęliśmy mimo wszystko dość standardowo i bezpiecznie, mimo to najbardziej odjechane tematy na pewno nadejdą, a wspólne motywy całkowicie różnych filmów z pewnością zaskoczą niejednego czytelnika. Wybór opisywanych produkcji do najbardziej standardowych nie należy – więc powinno być przyjemnie, a być może ktoś odkryje nieznaną sobie szerzej perełkę. TOP 10 które widzicie nie odzwierciedla kolejności przekładającej się na ważność danego filmu – ta jest po prostu przypadkowa. Natomiast musicie wiedzieć, iż filmy parzyste opisałem ja, a nieparzyste Marty. Sprawdźcie koniecznie jej konto na Twitterze. Marta zajmuje się w dużej mierze horrorami, ale ogólną wiedzę ma prawdopodobnie większą niż ja 🙂 Zapraszamy!

10. Droga bez powrotu!

Z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu horrory o zdeformowanych ludziach w pewnym momencie nieco przygasły. Co prawda Droga bez powrotu to, aż 6 części, w dodatku ostro pikujących w dół, ale jednocześnie zdających sobie sprawę z własnej głupoty i ograniczeń. Gdy w pewnym momencie zaczęły pojawiać się dosłownie raz do roku, aby zaszczycić swoją obecnością święto Halloween – razem z bratem pialiśmy z zachwytu. „To są nasze chłopaki” krzyczeliśmy z entuzjazmem do monitora, gdy obskurne dziady zabijały kolejnych nastolatków. Groza kolejnych części gdzieś znikła, ale pojawiła się zabawa, czuć było to słynne guilty pleasure. Komu to przeszkadzało? Czekam na część siódmą, albo reboot, albo cokolwiek! Byleby wincyj! Byleby gupiej!

9. Hostel

Mimo, że opowieść o bogatych europejczykach mordujących atrakcyjnych turystów za grubą kasę, doczekała się już trzech odsłon, to mam wrażenie, że wciąż jest w tym temacie jakiś potencjał. Nowe państwa, nowe pułapki, nowe krwawe morderstwa? Mrocznych zakątków w Europie jest wiele, naiwnych Amerykanów jeszcze więcej. Jeżeli do reżyserowania miałby powrócić Eli Roth, to jestem bardzo na tak! Proszę wróćmy do obskurnych bunkrów, gdzieś w opuszczonej przez Boga części naszego kontynentu po raz czwarty. Seks i przemoc wciąż znakomicie się sprzedają. Jeżeli dodamy do tego niezłe laski, ładne plenerki, to możemy dostać niemalże 100% hit. Może to mała nadinterpretacja z mojej strony, ale twórcy serii pod tymi wszystkimi krwawymi torturami przemycali trafne, dość niepokojące treści, nad którymi warto byłoby pochylić się po raz czwarty. Do czego bylibyśmy zdolni, gdybyśmy tylko dysponowali odpowiednimi środkami?

8. Zaułek Kochanków

Stare dobre slashery miały wszystko: zabójcę z oryginalną bronią, obsadę pełną nastolatków po trzydziestce i coraz bardziej udziwnione sceny śmierci. Zaułek kochanków to sprawdzony przepis na sukces: facet w masce, złowrogi hak w ręku i wszystko oparte na jednej z najsłynniejszych miejskich legend. Po sukcesach takich postaci jak Jason, Freddy czy Mike Myers trudno było co prawda wykreować kogoś równie charakterystycznego, ale Zaułek Kochanków warto wspomnieć jako coś, co naprawdę emanowało klimatem. No i warto pamiętać o niezłym twiście w finale. Pomimo słabych ocen w licznych serwisach z recenzjami – mnie w dzieciństwie solidnie wystraszył. Dziś miałbym kłopot z powrotem do tego horroru, a to za sprawą głównej roli Anny Faris, której nie znoszę całym sercem. Wtedy jednak, nie była jeszcze aktorką komediową, więc od biedy dało się ją przeżyć… Ale jakiś sequel by się przydał!

7. Cicha noc śmierci noc

Święta Bożego Narodzenia to ciężki czas dla wszystkich cyników i hejterów. Sytuację może uratować jedynie porządny krwawy horror, gdzie cukierkowość scenografii miesza się z brutalnością scen morderstw. Cicha noc śmierci noc, doczekała się co prawda kilku kontynuacji i filmów bazujących na podobnym kontekście, jednak wszystkie, nakręcone za śmieszne pieniądze i prosto na rynek VHS, szybko odeszły w zapomnienie. Przy solidnym budżecie, z dobrą obsadą i pomysłowym twórcą, film mógłby z łatwością dostać drugie życie, a w świątecznym sezonie przyciągnąć do kin, nie tylko miłośników klimatu lat osiemdziesiątych.

6. Oszukac Przeznaczenie

Wyobraź sobie taką sytuację: Masz wizję, że Twój kot wyjada Ci twarz i umierasz. Postanawiasz, że nie wejdziesz do swojego pokoju i wysyłasz tam własną matkę, która zamiast Ciebie pada ofiarą krwiożerczego mruczka. Od tego momentu śmierć ma niepoprawne wpisy w swoim notesie i za wszelką cenę pragnie sprowadzić na Ciebie krwawy wypadek. No przecież to jest super! Bohaterowie aż 5 części Oszukać Przeznaczenie ratowali się z wielu przykrych sytuacji (katastrofa samolotu, wesołe miasteczko, karambol na autostradzie), aby przez resztę filmu ginąć w dziwnych i co najważniejsze brutalnych okolicznościach – bo plany złowrogiego losu zawsze muszą się zgadzać. Dla mnie to jedna z najstraszniejszych serii, bo tak naprawdę szalenie prawdopodobna – w końcu nie wiemy co nas czeka i czy jakaś złowroga istota nie ma na nas planu. Brrr! Tematów są setki, a dobrze obmyślona linia sequelów mogłaby straszyć nas jeszcze wiele lat!

5. Wolf Creek

Potencjał tkwiący w dzikich ostępach Australii jest niewyczerpany. Dziesiątki kolejnych survivali mogłoby tam powstawać jeden za drugim, a i tak nie scenariusze nie powiedziałyby nadal ostatniego słowa. Jednym z najlepszych horrorów, osadzonych w tajemniczym klimacie bezkresu Antypodów jest z pewnością Wolf Creek, który ostatnio dostał chociażby kilkuodcinkowy mini serial. Po dwóch częściach i telewizyjnej odpowiedzi, temat wciąż aż się prosi o więcej. Wszystko dzięki postaci killera, w którego wcielił się charyzmatyczny John Jarratt, a którego po latach z pewnością będziemy stawiać zaraz obok najbardziej pamiętnych horrorowych zabójców. Przebiegły i błyskotliwy, bezlitośnie rozprawia się z nieuważnymi turystami. Walka o przetrwanie w malowniczych plenerach, zawsze wygląda dobrze – nawet na srebrnym ekranie.

4. World War Z

Z horrorami jest ten problem, że te z nieznaną szerzej obsadą nie mają budżetów i w ogóle się nie sprzedają. Natomiast te, w których pojawia się ktoś powszechnie znany – prawie w ogóle nie straszą. Word War Z to ten drugi przykład, ale można mu to wybaczyć, bo gra w nim doskonały Brad Pitt i całe hordy zombie. Wiele osób narzekało, że umarlaki biegają, skaczą i wspinają się po murach – ale zombie movies to chyba najlepiej przystosowujący się do nowych realiów gatunek filmowy. Filmów o truposzach obejrzałem już setki i każdy z nich przedstawiał odrobinę inne spojrzenie. Word War Z co prawda ma już zapowiedziany sequel, ale prędzej sami dołączymy do zgnilców niż się go doczekamy. To niezła, chociaż nie doskonała produkcja prosto z Hollywood. Ale bądźmy poważni: po śmierci Georga Romero to taki ostatni bastion wysokobudżetowego horroru z tymi uroczymi kreaturami. Oczywiście „coś tam żywych trupów” sporadycznie pojawia się na płytach DVD, ale akurat w tej dyscyplinie nie ma w ogóle konkurencji. Czekamy!

3. 28 dni później

Fani zombie nie mają ostatnio łatwego życia. Na horyzoncie majaczą im jedynie średniej jakości seriale telewizyjne, a porządnego filmu pełnego żywych trupów wciąż nie widać. Jeżeli miałabym wybierać film z ostatnich lat, którego kontynuację z przyjemnością bym obejrzała, to byłoby to nie tylko World War Z, o którym zresztą wspomina Piotrek, ale właśnie 28 dni później, czy może lepiej wspomnieć już o 28 tygodniach później. Świetne i wyjątkowo ponure zombie kino, które nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa. W poprzednich dwóch filmach dostaliśmy nie tylko pomysłowe sceny ataków, świetne tempo akcji, ale i ciekawy obraz polityczno-społeczny, na który wpływ miała epidemia. Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia na świecie, myślę, ze 28 miesięcy później mogłoby mocno nas zaskoczyć. Serwując przy okazji to czego w zombie kinie ostatnio tak bardzo brakuje: pomysłową, może nieco kontrowersyjną, ale przy tym nowatorską fabułę.

2. Freddy vs Jason

Prawdopodobnie zadając proste pytanie: kto jest najbardziej kultową postacią z filmów grozy EVER rozpocząłbym trzecią wojnę światową. Chociaż niezwykłym sentymentem dażyłem Freddego Kruegera to jednak w jego filmach czegoś mi brakowało. Wydaje mi się, że to coś dał mi Jason w Piątku 13. Ktoś sprytny i lubiący duży piniondz wpadł na szczęście na genialny pomysł połączenia tych dwóch bohaterów i wykorzystaniu obu na dużym ekranie! Tym sposobem Freddy napuścił Jasona na grupę nastolatków, aby Ci zaczęli żyć w strachu (którym Freddy się żywi), przypisali mu serię zabójstw (na które Freddy był w tym „jako niewyraźne wspomnienie” momencie zbyt słaby) i dzięki temu wpuścili go do swoich snów. Tylko, że Jason nie chciał przestać zabijać, a tego tortu za mało dla dwóch ikonicznych anty-bohaterów. Musiał nadejść więc konflikt, który przyniósł niezwykłą potyczkę o której fani dobrych filmów grozy wcześniej nawet nie marzyli! Dla mnie Freddy vs. Jason to jeden z najlepszych slasherów w ogóle – dwaj źli, dużo nastolatków i hektolitry krwi. Film okazał się sukcesem i obiecano nam kolejną część – tym razem do spółki z Ashem (Martwe Zło), Laleczką Chucky, a nawet z bohaterem serii Halloween. Nic takiego się jednak nie stało, a New Line Cinema wycofało się z zapowiedzi kręcenia kontynuacji. Niemożliwie ucieszyłoby mnie ponowne spotkanie z marką – niestety jak dla mnie jedynym prawdziwym Kruegerem jest Robert Englund, a ten nie robi się młodszy i szanse na dobrą rozpierduchę są coraz mniejsze.

1. 31

Grupa ludzi porwana przez psychopatycznych klaunów, zostaje zmuszona do wzięcia udziału w makabrycznej grze, w której stawką jest życie – temat typowy samograj, który można przerabiać do woli, zmieniając w każdej części bohaterów (czy raczej ofiary), miejsce akcji i sposoby umierania. Mimo że najnowszy film Roba Zombiego został srogo zjechany przez wielu jego fanów, to jednak jest idealnym punktem wyjścia do snucia kolejnych historii i wariacji na ten temat. Zombie potrafi rozpisywać znakomitych, charyzmatycznych i popieprzonych bohaterów, a w wymyślaniu sposób zabijania jest mistrzem, dlatego szkoda byłoby tak fantastyczną historię ograniczać do jednego filmu. Tym bardziej, że torture porn dawno nie dostało porządnie nakręconego przedstawiciela, który narobiłby szumu na szerszą skalę, jak wcześniej chociażby Hostel.

Tekst powstał we współpracy z Martą Płazą 🙂 Dziękuję!

Piotrek Gniewkowski (Niekulturalny)

Krytyk filmowy i teatralny, zapalony gracz konsolowy i komputerowy. Od kilku lat pracuje w branży reklamowej przy projektach influencerskich. Zakochany w najnowszych technologiach. W wolnych chwilach fotografuje Warszawę.

3 komentarze

Zostaw komentarz: