Skip to main content

Pomyślałem sobie: czemu rozmawiać z ludźmi sławnymi? Co w nich jest na tyle ciekawego, czego nie słyszeliśmy już tysiące razy w milionie wywiadów? I wpadłem na lepszy pomysł: zrobić wywiad z kimś kto trzyma mikrofon. Kimś kto zadaje pytania. Kimś, kto zupełnie za darmo, z pasji, często wręcz z miłości – tworzy Kulturę. W cyklu „Tworzę Kulturę” przeprowadzę wywiady ze zwykłymi ludźmi, którzy tworzą lepszy świat dla Ciebie i mnie.

Dziś recenzentka teatralna, człowiek o wielu twarzach, autorka poczytnego bloga Krytykat. Jedna z bardziej urodziwych kobiet, które spotkałem na swojej drodze, dobro i masa uczuć: Katarzyna Hanna!


1.Dziś postanowiłem przepytać piękną, czerwonowłosą i bardzo skromną kobietę – Kasię, szerzej znaną jako „Krytykat”. Katarzyno Hanno, kim jesteś?

Eksploratorką rzeczywistości. Uwielbiam szukać, poznawać, dziwić się, zachwycać, obcować z ludźmi, którzy niosą ze sobą ciekawe emocje. Nie lubię stagnacji, stąd pewnie moja zawodowa sałatka. Pracowałam jako recenzent, redaktor, fotograf, animator czy specjalista ds. public relations. Można mnie też spotkać w Centrum Onkologii, a wieczorami w którymś z teatrów. Mistrzowsko zbieram etaty, ale lubię to i robię to całkowicie świadomie. Uważam, że najważniejsze w życiu są doświadczenia. To one pozwalają tworzyć, rozumieć, zmieniać. Dzięki nim jestem tu, gdzie jestem. Dzięki nim powstał Krytykat. To także ogromna zasługa moich rodziców, którzy nauczyli mnie pokory i szacunku do pracy  i przyjaciół, którzy od początku trzymali za mnie kciuki.

2. Nie jest tajemnicą, że „Tworzysz Kulturę”, a przede wszystkim zachęcasz do obcowania z nią. Skąd pomysł na blog akurat teatralny?(Krytykat to nie tylko teatr, więc może raczej skąd pomysł na zajmowanie się kulturą/stroną kulturalną?) To jednak nisza, ryzyko porażki.

To prawda, mam świadomość, że Krytykat odwiedzi nieporównywalnie mniej osób, niż blog o modzie, ale jakie to ma znaczenie? Nie walczę z nikim o oglądalność, o popularność. Robię to, co kocham, daję z siebie sto procent, piszę, bo nie wyobrażam sobie życia bez słów. Jeśli chociaż jedna osoba, czytając którąś z moich recenzji, zdecyduje się pójść do teatru i wyjdzie z niego zadowolona, to dla mnie będzie to największa nagroda. Kocham teatr każdą cząstką swojego ciała. Trudno jest o tym mówić, bo to po prostu siedzi w sercu, w duszy. Energia teatru jest magiczna. Tam wszystko dzieje się „tu i teraz”. Każdy spektakl to piękne i mądre doświadczenie. Ty, jako krytyk filmowy, oceniasz wersje ostateczną, stałą i jedyną. Ja, oglądając niektóre spektakle szósty czy siódmy raz, widzę jak się zmieniają, dojrzewają. To niesamowite uczucie. Nigdy nie aspirowałam do miana znawczyni teatru, bo niepodważalną kwestią w odbiorze każdego tworu sztuki jest i będzie subiektywność. To, że mi się coś podoba, nie oznacza, że wszystkim musi. Niemniej, jeśli moje słowa zachęcą kogoś do obejrzenia jakiegoś spektaklu, albo przeczytania książki – bo recenzje książkowe także można u mnie znaleźć, mogę się wyłącznie cieszyć. Radość jest tym większa, gdy Ci ludzie wracają do mnie i dzielą się swoimi emocjami. Tymi dobrymi i złymi. Piszą „Słuchaj, nie podobał mi się ten spektakl, bo…”, albo „Nie wierzę, płakałam przez cały drugi akt, ten aktor, który…” i przeżywamy to razem. To jest dla mnie bardzo ważne, tak jak ważna jest dla mnie wolność poglądów, dlatego powstał Krytykat. Przewinęłam się przez wiele redakcji i portali. W jednych odnalazłam się bardziej, w innych mniej, ale nigdzie nie byłam wolna. Teraz jestem.

3. Na „Krytykacie” recenzji sztuk teatralnych jest całe zatrzęsienie, jak znajdujesz na to czas i skąd bierzesz pieniądze?

To jest pytanie, na które sama chciałabym znaleźć odpowiedź. Czasem wydaje mi się, że doba jednak potrafi się wydłużać, albo po prostu my jesteśmy w stanie zmieniać swoją percepcję czasu. Stałym, niezmiennym elementem każdego końca miesiąca jest dla mnie tworzenie grafiku. To naprawdę skomplikowana operacja. Pracując w kilku miejscach, pisząc dla kilku portali, łatwo się pogubić. Na szczęścia, taka forma nienormowanego czasu pracy nauczyła mnie dyscypliny i konsekwencji. Konstruując więc grafik na następny miesiąc, dokładnie wiem, co chce zobaczyć. Kwestia tylko dobrania terminu i już. Każdy spektakl jest dla mnie niesamowitym, osobliwym przeżyciem, z którego wynoszę jakiś ładunek uczuć i refleksji, więc staram się pisać tekst od razu po powrocie do domu. Raz to  wychodzi, a niekiedy jest we mnie tyle emocji, że muszę ochłonąć, poukładać sobie pewne rzeczy i dopiero wtedy mogę coś stworzyć. Czasami trochę niedosypiam, czasami piję za dużo kawy, ale kocham to! W kwestii finansowej, jestem już szczęśliwie w tym miejscu, że teatry same zapraszają mnie do siebie, niektóre umożliwiają akredytacje, ale są oczywiście spektakle na które kupuję normalne bilety. Są też takie, które mają dla mnie tak duże znaczenie, że oglądam je kilkakrotnie – wtedy najczęściej inwestuję w wejściówkę.

4. Większość recenzji które piszesz – jest nie tylko rzeczowa, ale i uczuciowa. Czym jest dla Ciebie teatr, czemu właśnie ten twór, a nie np. filmy? Masz jakieś prywatne przemyślenia o ludziach przychodzących na przedstawienia?

Bardzo mi miło, że o tym mówisz. Ostatnio, jedna z Pań napisała, że chociaż nie widziała i nie będzie miała możliwości zobaczenia spektaklu, to dzięki mojej recenzji go poczuła. To dla mnie bardzo ważne słowa. Człowiek i emocje są dla mnie w teatrze absolutnie najistotniejsze, dlatego nie potrafiłabym chyba napisać suchego, „technicznego” tekstu. Oczywiście, ważny jest każdy element, od scenografii po światło, ale bez emocji nie ma spektaklu. To jest także ważne dla czytelnika, chce wiedzieć czy dany spektakl go wzruszy czy rozśmieszy, zdenerwuje czy może zmusi do refleksji.  Dla mnie teatr maluje emocje. Potrafi zmienić postrzeganie pewnych rzeczy, zdystansować do czegoś, albo wręcz przeciwnie, na coś wyczulić. Jest żywym tworem, który oddziałuje i uczy wrażliwości. Każdy tekst jest dla mnie wyjątkowy, nie pisze pod szablon. Piszę sercem i staram się przenieść choć odrobinę wibracji spektaklu na papier. To czasami naprawdę trudne. Co do osób, które przychodzą do teatru, to nie ma reguły. Są starsze panie w sukniach balowych i rowerzyści w dresie. Są panowie, którzy przychodzą z żonami i zasypiają po pierwszych minutach i oczarowani gimnazjaliści. Ktokolwiek nie przychodzi, ważne, by ten czas spędzony w teatrze, zasiał w nim coś wartościowego.

5. Masz sporo fanów i bardzo dobre stosunki z większością teatrów w Warszawie. Jak to wszystko wygląda technicznie od początku?

Jeśli pytasz o moje początki teatralne, to takie prawdziwe były w szkole podstawowej, tylko wtedy byłam na scenie, nie na widowni. Dasz wiarę, że grałam kiedyś zakonnicę? Jestem humanistką z krwi, kości i umysłu, więc teatr zawsze był gdzieś niedaleko. Po przeprowadzce do Warszawy zajęłam się nieco mocniej dziennikarstwem, trafiłam także do kilku redakcji teatralnych. Chciałam jednak pisać swoje, być wolna w tym, co tworze. Czytałam literaturę fachową, oglądałam, analizowałam. Powstał Krytykat i nagle okazało się, że są ludzie, którzy chcą mnie czytać, a moje teksty są dla nich ważne. Zresztą, do założenia swojej strony namówili mnie najwierniejsi czytelnicy – moi bliscy. Przyjaciółka powtarzała mi „ no weź ty zacznij pisać na siebie!”. I stało się. Teatry, które odwiedzam, a dokładniej ludzie, którzy w nich pracują, wiedzą, czego mogą się po mnie spodziewać. Wiedzą, jak piszę, znają tempo, w jakim pracuję. Szanujemy wzajemnie swoją pracę i to jest najważniejsze.

6. Jakieś minusy lub przykre historie?

Pamiętam, że jeden z teatrów obraził się na mnie za niepochlebny tekst. Więcej tego miejsca już nie odwiedziłam. Warto wiedzieć czym jest recenzja, kim jest krytyk teatralny. Mam naprawdę ogromny szacunek do twórców i moi czytelnicy wiedzą, że nie jestem agresywna w swoich ocenach. Negatywną opinię także trzeba wyrazić z szacunkiem. Teatr, który wymaga od krytyka pozytywnej recenzji .. – to nie moja bajka. Nie po to powstał Krytykat, nie po to walka o niezależność. Bo tak naprawdę niewiele osób, do czasu aż nie podejmą się tego sami, zdają sobie sprawę ile czasu pochłania prowadzenie własnej strony. Dodając do tego profile na portalach społecznościowych, to naprawdę praca 24/24. To minus, bo wiem, że nie mam teraz możliwości rzucić wszystkiego i wyjechać na miesiąc na koniec świata. Nie żałuję jednak, to był mój świadomy wybór i jestem z nim szczęśliwa.

7. A takie najprzyjemniejsze?

Bardzo ważne są dla mnie wspomnienia związane z pierwszą publikacją i pierwszym przedrukiem na stronie teatru. Poza tym, cenne są dla mnie rozmowy z twórcami spektakli, o których piszę. Cieszę się, że moje słowa coś wzbudzają, prowokują, motywują. Dokładnie tak samo jest z reakcjami moich czytelników, cenię sobie każdą ich opinię. Coraz częściej zdarza mi się też ostatnio, że ludzie mnie rozpoznają gdzieś w teatralnej kolejce, podchodzą i, zupełnie bez żadnych barier, zaczynamy dyskutować o teatrze. Cudowne chwile!

8. Nie zastanawiałaś się kiedyś, aby założyć własną radakcje, stać się sławna? Pójść o krok dalej?

Póki co, nie narzekam na brak obowiązków, a i propozycje, które dostaje, pozwalają mi się rozwijać. W mojej głowie siedzi mnóstwo pomysłów, ale życie nauczyło mnie cierpliwości. We wszystko co robię, wkładam całą siebie, więc żeby zrobić kolejny krok muszę wiedzieć i czuć, że jestem w 100% świadoma i przede wszystkim rzetelnie przygotowana. Najważniejsze jest dla mnie, co już podkreślałam, zbieranie doświadczeń. Cały czas się uczę. Co przyniesie nowy dzień? Czas pokaże. We mnie zawsze jest wiara, motywacja i dobra energia.

9. Najważniejsi są ludzie – czytelnicy?

Zdecydowanie. Ci, którzy wpadną przypadkowo, wpisując w Google „ile trwa przedstawienie świąteczne w och-teatrze” i Ci, którzy zostaną na dłużej.

10. Zaproś wszystkich jakoś wyjątkowo do siebie.

Każdy zaglądający do mnie człowiek jest dla mnie ważny i to dla mnie ogromny zaszczyt, gdy postanawia towarzyszyć mi w mojej teatralnej, i nie tylko, rzeczywistości. U mnie nie ma szablonów, u mnie grają słowa i emocje. U mnie pisze serce i dusza.

Od siebie dodam, że Kasię spotkacie tutaj http://krytykat.wordpress.com/ oraz na jej fanpage’u https://www.facebook.com/krytykat i pod twitterową nazwą @khbinkiewicz – oczywiście, szukajcie jej też w każdym teatrze. Nigdy nie wiadomo, którą sztukę „Skrytykuje” ta niezwykła kobieta.

Piotrek Gniewkowski (Niekulturalny)

Krytyk filmowy i teatralny, zapalony gracz konsolowy i komputerowy. Od kilku lat pracuje w branży reklamowej przy projektach influencerskich. Zakochany w najnowszych technologiach. W wolnych chwilach fotografuje Warszawę.

Zostaw komentarz: