Skip to main content

Dziś opisuje dla Was dwa teoretycznie inne gatunkowo filmy, ale oba zawierają solidną dawkę przemocy. Na pierwszy ogień idzie „Sin City: Damulka warta grzechu” czyli kontynuacja najwierniejszej adaptacji komiksu w dziejach, a zaraz po niej przeczytacie kilka słów o filmie „Jako w piekle tak i na ziemi” który jest czystej krwi horrorem kręconym „z ręki” – te dwa filmy już teraz. Do drugiego swoje „3 grosze” dorzuca Marta, jedna z adminek mojego serwisu z Horrorami, której bloga znajdziecie tutaj. Warto zaznaczyć z góry, że Marta jest Filmoznawcą po studiach, jej konik to mocne filmy gore i kompletnie nie zgodziliśmy się co do jakości „piekła”.


– Sin City: Damulka warta grzechu

741e972a40c3e64f5b49921510e6c34eO czym: Adaptacja komiksu Franka Millera o pewnym bezwzględnym mieście i kilku teoretycznie niepowiązanych ze sobą ludziach.

Dlaczego tak: Eva Green oraz naga Eva Green. To zdecydowanie najmocniejszy punkt filmu. Całkiem niezła muzyka i dobrze poprowadzona narracja. To nadal Sin City i jeśli pokochaliście jedynkę, to ta część jest w sumie taka sama jak pierwsza. Jessica Alba robi dobry striptiz i ładnie się wygina.

Dlaczego nie: Bo prawie 10 lat to za długo jak na tworzenie kontynuacji. Film niczym się nie różni od poprzedniego, nie czuć ewolucji ani rozwinięcia idei. Casting przeprowadził jakiś pacan, większości poprzednich aktorów tu nie ma, ale nie w tym problem – rzecz jest taka, że Ci nowi mają puste twarze i kompletnie do filmu nie pasują. Alex Vega (dziewczynka z Małych Agentów) tańczy w tle? Lady Gaga ma 10 sekundową scenę? A jakieś tłumoki dostają główną rolę w segmencie? O co tu w ogóle chodzi? Jeśli natomiast chodzi o kolory i udawanie komiksu widzę tutaj pewną nieścisłość, np. takie zielone oczy Evy Green czy jej czerwona szminka – nie zawsze takie są. Dlaczego czasami jest czarno biała, a w innej scenie kolorowa? Dlaczego niektórym „teraz” świecą się okulary imitując komiks, a za chwilę widzimy ich oczy? Gdyby ten film był a) nakręcony 5 lat temu, b) nakręcony dziś jako serial – byłby super. Tak super nie jest. Słyszę głosy, że historie są słabsze niż w oryginale, ale to subiektywna sprawa.

Kiedy: Jeśli nie masz wielkich wymagań, a po prostu oczekujesz tego samego – zapraszam do kina już dziś. Jeśli liczysz na wielkie fajerwerki, jeszcze lepszą obsadę i chwytające za serce historie – nie oglądaj wcale. Po filmie miałem tylko jedną myśl: błagam, nie róbcie „trójki”.

Jako w piekle, tak i na ziemi

Jako-w-piekle-tak-i-na-ziemi-plakatO czym: Grupa prawie obcych sobie ludzi szuka kamienia filozoficznego pod Paryżem. Bo on tam właśnie na pewno jest, myliłeś się Voldemort.

Dlaczego tak: Bardzo dobre efekty specjalne, bardzo ciekawe i przerażające katakumby. Atmosfera zaszczucia jest wszechobecna w tych dobrze rozplanowanych jaskiniach. Wielkie brawa dla aktorów, którzy wciskali się w naprawdę ciasne szczeliny – wiem, że to tylko film, ale czasami aż człowieka skręca jak na to patrzy. Zalążek ciekawej fabuły do rozwinięcia przez innych scenarzystów w przyszłości, w filmie niby jakieś atrakcje są i na niektóre z nich są nawet zaskakujące.

Dlaczego nie: Film w ogóle nie jest straszny, za mocno trzęsie tą słynną kamerą z ręki. Fabuła jest durna i oparta o syndrom „bo tak”, który wyjaśnia wszystko – od pochodni w 1000 lat zamkniętych pomieszczeniach, po jakieś potwory. A nie, potwory nawet nie są wytłumaczone niczym. Słaby dobór postaci w grupie. Od środka filmu nie dość, że nie wiadomo o co chodzi, to w dodatku zakończenie jest okropne, nie mówiąc już o napisach końcowych – kompletnie nie pasujących do filmu. No i nie ma znów tak dużo trupów.

Kiedy: To jedyny horror w tym miesiącu i tak trzeba go odbierać. Zapowiadał się dobrze, wyszło jak zawsze. Do Halloween nic nie będzie, wiec gnajcie do kina jeśli lubicie ten typ filmów.

„3 grosze od Marty:  Jeżeli lubicie się bać i piszczeć z przerażenia jak małe dziewczynki to zachęcam was z całego serca do wybrania się na Jako w piekle tak i na ziemi. Ja byłam i przeżyłam. Uważałam się za osobę, którą ciężko przestraszyć i która horrory traktuje jako rozrywkę, a nie źródło strachu, a jednak najnowszy film Johna Erica Dowdle’a przyprawił mnie o szybsze bicie serca wiele razy. Fantastyczna praca kamery (cierpiący na klaustrofobię strzeżcie się) i rewelacyjna akustyka sprawiają, że jump scare’y w tym filmie to coś więcej niż tylko straszydła wyskakujące nagle tuż przed nami. Sama historia może i kuleje w niektórych momentach, ale mimo wszystko potrafi również zaangażować widza, który sam musi rozwiązać zagadki pozostawione przez reżysera i bohaterów. Jeżeli więc macie trochę dystansu do prawideł tego gatunku i nie rażą was głupawe, ale wyśmienicie nakręcone horrory, to z kina wyjdziecie przyjemnie usatysfakcjonowani.”

Piotrek Gniewkowski (Niekulturalny)

Krytyk filmowy i teatralny, zapalony gracz konsolowy i komputerowy. Od kilku lat pracuje w branży reklamowej przy projektach influencerskich. Zakochany w najnowszych technologiach. W wolnych chwilach fotografuje Warszawę.

Zostaw komentarz: