Skip to main content

Do wszystkich, nawet szczątkowych informacji w temacie najnowszych premier Teatru Capitol nigdy nie jestem w stanie podejść spokojnie. To już tradycja, że jako nieliczny z warszawskich teatrów zawsze potrafi mnie zaskoczyć propozycją swojego repertuaru. Tak było i tym razem i to zdecydowanie mocniej niż kiedykolwiek. Zapraszam do recenzji niezwykłego tytułu – ciekawszego od innych o tyle, że nie u każdego widza wywoła emocje równie pozytywne – mimo, że wcale nie jest zły.

Klatka dla ptaków to opowieść o… transwestytach. Pewien młody chłopak postanowił ożenić się z piękną dziewczyną i nadszedł czas zapoznania rodziców. Niestety jego matka jest dawno niewidzianą alkoholiczką, a ojciec właścicielem nocnego klubu dla drag-queens. Jest też w związku ze swoim przyjacielem o kobiecej duszy, a wspólnie żyją jeszcze z jednym dodatkowym facetem – w radosnym trójkącie. Cały problem polega jednak na tym, że przeciwlegli rodzice są wyjątkowo staroświeccy, mocno religijni i zaangażowani politycznie – w tę prawą stronę.

Jakkolwiek dziwnie to brzmi – zabawa jest zdecydowanie przednia. W rolach głównych występują: Tomasz Sapryk, Joanna Kurowska, Olga Kalicka / Joanna Balas, Małgorzata Rudzka, Witold Dębicki, Jarosław Gajewski, Wojciech Raszewski oraz Marek Kaliszuk / Rafał Cieszyński. Chociaż ekipa jest doskonała i niezwykle doświadczona, zapewniająca rozrywkę na przyzwoitym poziomie, to szczególnie ten ostatni zasługuje na długie i gromkie brawa. Cieszyński w niezwykły sposób bawi się swoją rolą, czuć od niego energię, ogromny dystans i świetne przygotowanie. Chociaż nie jest postacią pierwszoplanową – bawi nas do łez. Skrycie przyznam, że jest też jednym z moich ulubionych aktorów teatru Capitol. Wracając jednak na chwilę do reszty – nie zawodzą. Zresztą nie są to byle jakie nazwiska, a ludzie tacy jak Tomasz Sapryk czy Joanna Kurowska to pewnik, że bawić będziemy się inteligentnie, ekstrawagancko i niezapomnianie.

Fabularnie jest… różnie. I nie chodzi mi nawet o tematykę sztuki, bo do tej nic nie mam. Chodzi mi o jej konstrukcję, układ, który niezwykle mnie denerwował. W skrócie wyjaśnię, że jest to jakby sztuka o tworzeniu sztuki, charakteryzująca się dodatkową narracją, gdzie jeden z aktorów co jakiś czas pauzuje akcję i jako „reżyser” wymusza pewne poprawki. Z jednej strony zabieg jest bardzo fajny, z drugiej niestety wprowadza trochę zbyt dużo chaosu, w dodatku zrealizowany jest mocno dyskusyjnie – przez co mnie np. wytrącał z rytmu. Scenariusz natomiast jest naprawdę na wysokim poziomie i w bardzo inteligentny sposób prowadzi widza przez meandry kolorowego świata transwestytów. Sposób w jaki oddany został ten nieznany mi szerzej niezwykły klimat jest piorunujący i chociaż początkowo nie do końca rozumiemy co w ogóle oglądamy, tak z każdą minutą jest lepiej, mniej chaotycznie i zdecydowanie sensowniej konstrukcyjnie. Czasami jest zabawnie, czasami ironicznie, ale zawsze z pomysłem i dystansem do tematu.

Scenografia mimo wszystko jest dość oszczędna, co zaskakujące jeśli rozmawiamy o kolorowym świecie męskiej rewii. Jest lekko ascetycznie, miejscami aż „licealnie”. Mam tu na myśli, że dekoracjami są jedynie niezbędne obiekty, a to w moim odczuciu trochę za mało, trochę jak z kółka teatralnego. Natomiast nie musimy specjalnie wysilać naszej wyobraźni, bo to co jest potrzebne dostajemy jak na tacy – i jeśli scena czegoś wymaga, to coś na tej scenie jest. Dźwięk jest okej, nagłośnienie daje radę i zdecydowanie nie mogę nic mu zarzucić. Jeśli coś mnie denerwowało to głośno nagrzewające się lampy – ale cóż zrobić, na szczęście nie trwa to długo. Ze względu na specyfikę sal teatru proponuję też (przynajmniej w 3 pierwszych rzędach) nie wybierać skrajnych miejsc – lepiej usiąść bardziej na środku lub kilka rzędów dalej.

Na „Klatkę dla ptaków” poszedłem z mamą i w pierwszej chwili lekko obawiałem się o to w jaki sposób odbierze specyfikę poruszanego tematu oraz jego wykonania. I wiecie co? Bawiła się świetnie! Tak samo zresztą jak cała zgromadzona sala. Tak, widownia podeszła do recenzowanej sztuki bardzo dojrzale i jednocześnie niezwykle tolerancyjnie. Jestem dumny i w dobie niezbyt pozytywnych nastrojów społecznych miło zaskoczony! Podobało mi się również drobne nacechowanie polityczne, które z pewnością wywoła na Waszej twarzy chociaż maleńki uśmiech 🙂 tak jak i puenta całego przedstawienia. Jeśli macie otwarte głowy – koniecznie zobaczcie sztukę na własne oczy. Mimo drobnych zgrzytów całość prezentuje się niezwykle okazale 🙂

Klatkę dla ptaków zobaczycie w Teatrze Capitol już 17 lipca, 17 sierpnia, 25 września i 24 października. Jak widzicie spektakli jest dość mało, więc jeśli  jesteście zainteresowani tematyką, albo musicie zobaczyć któregoś z aktorów na żywo – to z pewnością powinniście już teraz zakupić bilety – ponieważ sztuka świetnie się sprzedaje. Doskonali artyści, ciekawa tematyka i wielka lekcja tolerancji – to serwuje nam Capitol. I jest to wyjątkowo smaczne danie – nawet jeśli kelner (w postaci reżysera) niepotrzebnie nam dogaduje. Bilety w cenie od 39 do 150zł kupicie w kasach Teatru Capitol lub poprzez ich stronę WWW. Warto 🙂

 

Piotrek Gniewkowski (Niekulturalny)

Krytyk filmowy i teatralny, zapalony gracz konsolowy i komputerowy. Od kilku lat pracuje w branży reklamowej przy projektach influencerskich. Zakochany w najnowszych technologiach. W wolnych chwilach fotografuje Warszawę.

Zostaw komentarz: