Skip to main content

Wczoraj wieczorem w warszawskim Multikinie miałem przyjemność uczestniczyć w premierze filmuSerce nie sługa„. Początkowo byłem dość sceptyczny, bo produkcje własne Polsatu cechuje specyfika i stylistyka, którą normalnie trudno mi zaakceptować. Po prostu filmy ich konkurencji mają zupełnie inne obsady, mocniejsze kolory i bardziej światowe fabuły. Wiara we własne przeczucia jest o tyle dobra, że czasami można się bardzo miło pomylić oraz zaskoczyć. Więc tak jak podczas przemówienia przed filmem powiedział Paweł Domagała: „Film jest na pewno lepszy niż pokazuje to plakat„. I coś w tym kurcze faktycznie jest.

Daria i Filip to długoletni przyjaciele, których łączy wszystko poza miłością. Nic w tym jednak dziwnego, bo Ona jest romantyczką, która nie skusi się na pierwszego lepszego, za to On miał już praktycznie każdą kobietę w ich mieście. Czy pomimo tych różnic pojawi się między nimi głębsze uczucie?

W rolach głównych wystąpili m.in. Roma Gąsiorowska, Paweł Domagała, Magdalena Różczka, Mateusz Damięcki, Zuzanna Grabowska i Borys Szyc. W filmie zobaczymy oczywiście więcej znanych twarzy (w tym kilka występów gościnnych np. Ewy Chodakowskiej), ale te odgrywają raczej epizodyczne role, więc warto je zostawić w tajemnicy w ramach niespodzianki. Na początek największy szok obsadowy: same założenia fabularne filmu kompletnie stawiają opisywaną komedię romantyczną na głowie. O co chodzi? Nie chcąc absolutnie nikogo obrażać muszę zauważyć, że w każdej innej produkcji duet Domagała/Gąsiorowska byłby… przyjaciółmi głównych bohaterów, a największy romans przeżyliby Różczka z Damięckim. Tym razem było jednak dokładnie odwrotnie i to z pary nieporadnych przyjaciół uczyniono głównych bohaterów. To ciekawy zabieg, którego prędzej spodziewałbym się przy spin-offie jakiejś wcześniejszej „hitowej” produkcji, a nie w czymś zupełnie nowym. „Serce nie sługa” zyskuje jednak dzięki temu wiele trudnego do podrobienia uroku. Gra aktorska jest naprawdę świetna, zdecydowanie trudno jej coś zarzucić. Na szczególną uwagę zasługuje przede wszystkim Roma Gąsiorowska, która zabłysnęła talentem w pełnej krasie. Dawno nie widziałem kreacji tak ciepłej, tak doskonale uroczej. Partnerujący jej Paweł Domagała również wypadł wspaniale, zwłaszcza występując w roli początkowo dość płytkiej, z czasem zyskując głębi, kolorytu i różnorodności. Wspomniana para zadziwiająco mocno do siebie pasuje, dlatego wielkie brawa należą się również osobie odpowiedzialnej za casting, która dokonała naprawdę świetnego wyboru. Miejscami obawiałem się w tym filmie występu Borysa Szyca, ale… wypadł zadziwiająco wiarygodnie i to nawet pomimo tego, że gra coś zupełnie innego niż zwykle. „Serce nie sługa” to festiwal przynajmniej dobrego aktorstwa, gdzie każdy z aktorów doskonale wie co ma robić.

Scenariusz to również pewna odwrotność „romantycznej kliszy” do której przyzwyczaiły nas wałkowane od lat komedie romantyczne. Brakuje więc np. pewnych stałych, wydawać by się mogło pewnych zwrotów akcji. Jeśli szukacie filmu z obowiązkową zdradą, nieporozumieniem kochanków czy wbiegnięciem w ostatnich sekundach na lotnisko i powstrzymaniem lotu – nie macie tutaj czego szukać. Fabuła została postawiona na głowie i gwarantuje Wam, że będziecie nią równie mocno zaskoczeni jak ja. Generalnie to co zaserwowali nam twórcy jest dość ciekawe, dobrze napisane i miejscami nawet zabawne. Całość szału niestety nie robi, ale przede wszystkim nie żenuje, nie sięga po utarte schematy. Dużo tu jednak niestety nie tyle dziur, co pewnego rodzaju niedopowiedzeń. W niektórych momentach wizja reżysera była dla mnie kompletną zagadką i chociaż po seansie większość faktów nabrała jakiegoś tam sensu, to jednak zdecydowanie zrobiłbym to lepiej. Może jestem osobą zbyt prostacką na głębsze wczucie się w dany film, ale w „Sercu” w przynajmniej dwóch miejscach dopisałbym chamsko i wprost o co dokładnie chodzi bohaterom. Jestem jednak w stanie zrozumieć, że film zmontowany jest według jakiegoś tam pomysłu, więc mogę to wybaczyć, ale jednak na zbyt długo zostawiono mnie z pytaniami, na które nigdzie nie było odpowiedzi. Zresztą podobnie jest z niektórymi zachowaniami bohaterów – kompletnie nie rozumiem co siedzi im w głowie, że w większości podejmują szybkie, głupie i impulsywne decyzje. W którymś miejscu bolał mnie także dość rozbudowany (chociaż jak ktoś się nie zna to może nie zauważy) placement Pawła Domagały jako muzyka (wszak ten wydaje wkrótce drugą płytę), ale ponieważ aktorem jest świetnym, a muzykiem być może jeszcze lepszym (sam chętnie wybrałbym się na jego koncert) również to mogę najnowszej produkcji Filipa Zylbera wybaczyć. Trudniej wybaczyć mi jednak to, że faktycznie o ile bywa romantycznie, tak niekiedy mało komediowo. Być może gdzieś tam te dwa gatunki się mieszają, ale sam film jest o wiele poważniejszy i mniej zabawny niż można by początkowo sądzić. Absolutnie nie doszukiwałbym się tu wady, raczej czuję się mocno zaskoczony. Musicie być świadomi tego, że jest to film zupełnie inny niż zalewający rynek „standardowe” komedie romantyczne, zwłaszcza te dostarczane przez konkurencję. Więcej w nim prawdy niż taniego romansu. Polsat faktycznie zabrał się za robotę inaczej i powiem szczerze: mnie tą wizją kupił.

Scenografia to również mocny punkt recenzowanej produkcji, głównie dlatego, że jest naprawdę niecodzienna. Po pierwsze miejscem akcji jest Sopot, ale miasto okazuje się być kompletnie niewidoczne. Przodują tereny nadmorskie, spacerowe czy nawet… plaża. Ogólnie autorzy starali się podejść do sprawy tyle romantycznie, co również hipstersko. Food Truck’i, lampki na każdym drzewie czy minimalistyczne projekty mieszkań – nie widuje tego w każdej produkcji, która pojawia się na rynku. Przyznam, że czuć w tym niezły smak i chciałoby się oglądać więcej tak ładnie  urządzonych(a jednocześnie nieniechanych) filmów. To co mnie wkurzało to fakt, że obraz mógłby być bardziej ostry, że dominowało jakieś zamglenie, rozmycie. Nie wiem czy jest to dobre porównanie, ale czułem się jakbym oglądał pełnometrażowy odcinek 39 i pół ze wszystkimi wadami i zaletami tamtego serialu. Pomijając starania osoby odpowiedzialnej za wygląd planu filmowego, zabrakło mi może nie rozmachu, co większej staranności w przygotowaniu końcowego obrazu. Jest zbyt blado, zbyt po łebkach.

Warstwa dźwiękowa nie zaskakuje jakoś specjalnie. Dźwięki nagrano poprawnie, muzyka to rozmaity pop, który można usłyszeć w radiu. Kompletnym nieporozumieniem jest moim zdaniem puszczenie Ani Dąbrowskiego w napisach końcowych, ale no mówi się trudno. Trochę rozbiło mi to klimat.

Generalnie zrecenzowanie filmu „Serce nie sługa” nie jest prostą rzeczą. Większość ludzi nie rozumie tego, że komedia romantyczna faktycznie może się podobać, albo że można w niej zmieścić jeszcze coś innego, nowego. Okazuje się, że można, a film pomimo dziwnej konstrukcji, totalnego przestawienia ról czy zbyt małej dawki humoru naprawdę może się podobać. Nie wszystko mi w nim zagrało, ale umiem docenić starania oraz odwagę twórców, którzy podeszli do tematu od kompletnie innej strony serwując nam coś niecodziennego i generalnie dającego do myślenia. Szkoda tylko, ze bohaterowie okazują się być tajemniczy i mało logiczni.

Czy „Serce nie sługa” wejdzie do kanonu wielkich komedii romantycznych? Obawiam się, że nie. Po pierwsze ludzie odpowiedzialni za PR totalnie pokpili sprawę (od kiedy wiecie o filmie? Ja ledwo od dwóch tygodni), a po drugie brakuje tu czegoś wielkiego, czegoś sexy co miałby dowolny film zlecony przez TVN.

Natomiast warto pójść do kina, zobaczyć jak faktycznie może wyglądać życie i zastanowić się chwilę nad tym, czym jest dla Was miłość. Mi się podobało bardziej niż gotów jestem przyznać!

Piotrek Gniewkowski (Niekulturalny)

Krytyk filmowy i teatralny, zapalony gracz konsolowy i komputerowy. Od kilku lat pracuje w branży reklamowej przy projektach influencerskich. Zakochany w najnowszych technologiach. W wolnych chwilach fotografuje Warszawę.

Zostaw komentarz: